Ogłoszenia

Prace nad blogiem trwają. Proszę o cierpliwość.

Obserwatorzy

środa, 4 lipca 2018

Rozdział 5

            Wreszcie dotarła na miejsce. Wysiadła z autobusu i poprawiła plecak zawieszony na ramieniu. To był cały jej dobytek. Nie miała już nic poza tym plecakiem, chociaż znajdowała się tam dość pokaźna suma pieniędzy, ale nie o to chodziło. Porzuciła wszystko, co łączyło ją z dawnym życiem. Zostały tylko wspomnienia. Ostatnimi czasy nie najlepsze.
            Była nikim. Nikt jej już nie znał. Nie miała nikogo i to było na swój sposób pocieszające. Odpowiadała tylko za siebie i nie miała już nic do stracenia. Teraz musiała jeszcze tylko odnaleźć mieszkanie, które wynajęła wcześniej przez Internet. Nie zamierzała przecież zaczynać nowego życia od spania na ławce w parku. Bardzo szybko skończyłaby na posterunku policji, a cały plan wziąłby w łeb.
            Rozejrzała się dokoła i z wolna ruszyła wzdłuż chodnika. Nie miała stamtąd daleko do swojego nowego domu. Od sąsiadów odebrać miała klucze do mieszkania. Nie było ono może najwyższych lotów, ale nie chciała przykuwać uwagi. W końcu ktoś zainteresowały się, skąd dziewczyna w jej wieku ma tyle pieniędzy. Toteż wybrała bardziej ponurą dzielnicę, zamiast pięknego apartamentu w centrum.
            Mieszkanie mieściło się w kamieniczce stojącej na pograniczu z osiedlem domków jednorodzinnych. Tam nikt nie będzie się nią interesował bardziej, niż to konieczne. O ile w ogóle zainteresują się jej losem. Ale o to przecież chodziło. To, co zamierzała zrobić, nie było dobre, więc ograniczenie świadków do minimum było konieczne. Dobrze się przygotowała.
            Mieszkanie miało dwa pokoje, z czego gościnny był w zasadzie połączony z kuchnią. Do tego niewielka łazienka. Wszystko było wyposażone, więc nie musiała kupować żadnych garnków ani nic z tych rzeczy. Zdjęć nie miała, zresztą niewskazane było zostawianie w mieszkaniu czegokolwiek, co mogłoby doprowadzić do jej tożsamości. Z czasem będzie miała jakieś nowe i wtedy je postawi, bo mieszkanie zbyt długo stojące puste też byłoby dziwne.
            Jedyne w co musiała się niebawem obkupić to nieco nowych ubrań. Nie posiadała żadnych poza tymi, które miała właśnie na sobie. Kosmetyczkę postawiła na komodzie, a biżuterię wrzuciła do szuflady w szafce nocnej. Dokumenty natomiast wolała nosić przy sobie.
            Tak, więc tego dnia czekały ją jeszcze zakupy. Garderoba i coś do jedzenia, bo w obecnej chwili nie miała, co włożyć do garnka. Na strzelnicę wybierała się dopiero kolejnego dnia. Wiedziała nawet, gdzie znajduje się najbliższa. Inna, niż ta do której uczęszczała dotychczas. Musiała zmienić lokację, ale to było jedyne przyzwyczajenie, z którego rezygnować nie zamierzała.
            Przed opuszczeniem domu, sporo się naczytała. Wiedziała, że można człowieka rozpoznać nawet po zwyczajach żywieniowych. Dlatego zmieniła wszystko. Fryzurę, ubiór. Dosłownie wszystko. Zaczęła się nawet malować. I proszę. Efekt zaskoczył ją samą.
            Stała przed lustrem, wpatrując się w swoje odbicie. Widziała dziewczynę o brązowych, postrzępionych włosach, niesięgających nawet ramion. Ciemny makijaż, zrobiony bardzo starannie, sprawiał, że wyglądała bardziej dojrzale i jakoś obco. Sama ledwo się rozpoznawała, więc była pewna, że nawet znajomi, mijając ją na ulicy, nie zwrócą uwagi.
            Tylko oczy miała te same. Błękitne. Już dawno nie miały tak czystego, niczym niezmąconego odcienia. To pewnie za sprawą wylanych ostatnimi czasy łez. Życie jej nie oszczędzało. Teraz jednak nie widziała w nich życia. Uśmiechnęła się do siebie ponuro. Miała ochotę rozbić do lustro, ale było jej jeszcze potrzebne…
^~^
            Torby z ubraniami — ze sklepów innych niż zawsze — zaniosła już dawno do mieszkania. Teraz jeszcze musiała wybrać się do marketu. Szafki i lodówka świeciły pustkami, a jej po długich zakupach burczało w brzuchu. Przeszło jej przez myśl, żeby zjeść na mieście, w jakimś fast foodzie, ale wiedziała też, że musi się zdrowo odżywiać, by utrzymać formę.
            Zastanawiała się nawet, czy nie zapisać się na siłownię albo jakieś sztuki walki. Oczywiście znała podstawy samoobrony, ale może warto było nieco się wprawić? W niebezpiecznych fachach była to zaleta, więc jeśli chciała ryzykować, ścigając jakiegoś zabójcę, warto było się przygotować.
            Muzyka w słuchawkach grała tak głośno, że jej uszy niemal krwawiły. Nie zamierzała jej jednak ściszać. To był jedyny sposób, by zagłuszyć ból. Tak ogromny, jakby ktoś rozrywał jej serce na miliony maluśkich kawałków. Komórka po komórce. I wiedziała, że ból nie ustąpi, dopóki nie zemści się za odebranie jej wszystkiego.
            Mimo woli po jej policzkach popłynęły łzy. Jednak nie zdążyła się jeszcze pozbierać. Wydawało jej się, że już jej to nie boli. Myślała, że wylała już tyle łez, że stała się zupełnie obojętna na wszystkie przeciwności losu. A jednak wystarczyła chwila, zwykła myśl i wszystko zaczynało się od nowa.
            Przygryzła wargę, ale nie umiała się uspokoić. Poczuła na twarzy coś chłodnego i spojrzała w górę. Nie zdążyła nawet pomyśleć, gdy deszcz lunął z całą siłą. Kropla za kroplą, czuła na skórze mokre pocałunki nieba. Zupełnie jakby płakało razem z nią.
            Nie uciekła przed deszczem. Cieszyła się z niego. Lubiła deszcz. Ostatnimi czasy tylko on i muzyka mogły jej przynieść ukojenie. A teraz jeszcze wraz z wodą spływały jej łzy. Mogła płakać do woli, wiedząc, że nikt nie zwróci na to uwagi. Więc po prostu szła, rozkoszując się chwilą.
            Do marketu weszła kompletnie przemoczona. Z jej włosów kapała woda. Odgarnęła klejącą się do czoła grzywkę, chwyciła koszyk i zniknęła pomiędzy regałami. Nawet nie zwróciła uwagi na to, że ktoś przyglądał jej się z zaciekawieniem.
            Rozejrzała się po półkach. Normalnie wzięłaby coś zdrowego i taki początkowo miała zamiar. Oczywiście wzięła coś na obiad na następny dzień, ale w koszyku  i tak wylądowało też trochę śmieciowego żarcia. Po chwili namysłu dołożyła też butelkę wina. Odczekała chwilę w kolejce, zapłaciła za zakupy i w ulewie wróciła do domu.
            Po drodze kupiła w kiosku paczkę fajek. Choć nigdy wcześniej nie paliła. Wróciwszy do mieszkania, przebrała się, po czym wyciągnęła się na kanapie i odpaliła pierwszego w swoim życiu papierosa. Zaciągnęła się dymem i omal nie udusiła. Dłuższą chwilę kaszlała i poszła zgasić peta w umywalce.
            — Co za porażka…
            Wyjrzała przez okno, ale na zewnątrz wciąż padało. 
^~^
            Zeskoczyła z bieżni i odetchnęła głęboko. Było jej gorąco jak cholera. Pot dosłownie lał się z niej, ale to dobry znak. Odwaliła kawał dobrej roboty, wciąż i wciąż pracując nad swoją kondycją. Czuła się zmęczona, ale naprawdę zadowolona. Chyba tylko po wizycie na siłowni miała taki dobry humor.
            Po tym wszystkim, co wydarzyło się w jej życiu, dobry humor był rzadkim zjawiskiem. Jednak ćwicząc i wyciskając z siebie siódme poty, mogła wyzbyć się całej negatywnej energii. W ten sposób wyładowywała żal, gniew i nienawiść. W ten sposób przybliżała się, chociaż minimalnie do swojego celu.
            Zresztą bieżnia czy inne ćwiczenia fizyczne dawały jej też czas do namysłu. Do tego, by poukładała sobie w głowie pewne rzeczy, zamiast bezsensownie drążyć przeszłość.
            Chwyciła swoją butelkę wody i ręcznik i ruszyła w stronę damskiej szatni. Teraz marzyła tylko o porządnej kąpieli. Zgarnęła z szafki potrzebne rzeczy i skierowała kroki właśnie pod prysznic.
            Weszła do jednej z kabin i zdjęła z siebie ubrania, po czym odkręciła kurek z wodą. Wyszorowała się dokładnie. Nie mogła przecież śmierdzieć, gdy stamtąd wyjdzie. Przez dłuższą chwilę rozkoszowała się jeszcze ciepłą, wręcz gorącą wodą. Po chwili jednak znacznie zmniejszyła jej temperaturę, żeby ostudzić się nieco po wysiłku fizycznym i kąpieli.      
            Dokładnie umyła włosy i spłukała pianę, zamykając oczy. Starała się jednak ich nie zalać. Tak samo, jak uszu. Nienawidziła tego. I choć czasami czuła się głupio z powodu tych dziwnych nawyków, nie mogła nic na to poradzić.
            Wytarła się ręcznikiem i ubrała w świeże, a przynajmniej świeższe od stroju do treningu ubrania i wyszła z kabiny. Ciuchy rzuciła na ławkę i podeszła do przyczepionej do ściany suszarki. Na zewnątrz wciąż było zimno, więc nie mogła wyjść z mokrą głową.
            Wróciwszy do szafki, spakowała wszystko do torby i opuściła szatnię. Przy wyjściu natknęła się na chłopaka, którego widziała na siłowni. Był przystojny, choć nie w jej typie. Nigdy nie przepadała za blondynami. A on miał typowy, złocisty blond. Nieco przydługi kosmyk grzywki najwyraźniej łaskotał go po czole, bo nieznajomy zmarszczył brwi.
            Uśmiechnąwszy się, przepuścił ją szarmancko w drzwiach. Miał ładne niebieskie oczy, ale nie poświęciła mu ani jednej myśli więcej. Nawet jeśli był przystojny, nie była zainteresowana. Skinęła tylko głową w podziękowaniu i ruszyła w stronę mieszkania.
            Założyła słuchawki i włączyła muzykę w telefonie. Potrzebowała jej, mimo tego, że słuchała swojej play listy cały czas w siłowni. Odkąd zamieszkała w nowym miejscu, nie rozstawała się ze słuchawkami. Ale muzyka nie grała głośno.
            Lucy cały czas pozostawała czujna wobec otaczającego ją świata. Toteż nie uszło jej uwadze to, że blondyn cały czas podążał za nią. Przez pierwszy kwadrans nie zwracała na to zbytniej uwagi. Każdy miał prawo iść w tamtą stronę, ale im bardziej zbliżali się do mieszkania, zaczynała odczuwać większy niepokój.
            Kilka razy obejrzała się pod pretekstem jakiegoś przechodnia lub gołębi, by kątem oka upewnić się, że nieznajomy za nią podąża. I tak też było. Oczywiście wiedziała, że nie może panikować. To mógł być zwykły zbieg okoliczności i tym najprawdopodobniej był. Jednak znając realia miasta, w  którym żyła, ciężko było zignorować takie rzeczy. Niebezpieczeństwo czyhało dosłownie wszędzie.
            Miała nadzieję, że gdy skręci w jedną z węższych uliczek, która prowadziła do jej domu, ich drogi zwyczajnie się rozejdą. Niestety, gdy tylko skręciła w lewo, on zrobił to samo. Zmarszczyła brwi, zastanawiając się: co dalej. Wyciszyła muzykę w słuchawkach, by słyszeć jego kroki, ale nie zdjęła słuchawek, by się nie zdradzić.
            Nie przyspieszyła też kroku, ani zbytnio nie oglądała się za siebie. Musiała zachowywać się naturalnie. Jednak gdy w oddali ujrzała ostatnią prostą, nieco się spięła. Nieopodal zobaczyła bezdomnego mężczyznę, siedzącego na jakiś kartonach, owiniętego kocem. Wygrzebała z kieszeni kilka dolarów i niespiesznie podeszła do niego.
            — Proszę — powiedziała z uśmiechem i wrzuciła pieniądze do kubka, który trzymał w dłoni. Mężczyzna w odpowiedzi skinął jej głową i uśmiechnął się, prezentując spore ubytki w zębach. — Życzę zdrowia.
            — Dziękuję bardzo. Dziękuję.
            — Nie ma za co — skwitowała Lucy i kątem oka spojrzała w stronę blondyna.
            Niestety nie zdążył jej minąć, ale nie mogła tego przedłużać. Ruszyła dalej. Zdecydowała się jednak pójść do domu inną drogą. Nie od frontu, lecz przejść przez ciemniejszy zaułek i podwórze i wejść do mieszkania drogą pożarową. Jeśli blondyn podąży za nią tamtędy, zwyczajnie użyje gazu pieprzowego, który nosiła na wszelki wypadek. Miała jednak nadzieję, że nie będzie musiała go użyć.
            Jednak, gdy skręciła w zaułek koło śmietników i przeszła przez podwórko, na którym bawiła się banda dzieciaków, wiedziała, że nie ma już odwrotu. Zeszła z zasięgu wzroku dzieci i zaczaiła się za rogiem. Gdy tylko blond czupryna wyłoniła się zza muru, pchnęła go na ziemię i popryskała gazem pieprzowym.
            Co prawda umiała się bronić, ale nigdy jeszcze z tych zdolności nie korzystała. Zresztą wolała mieć asa w rękawie i wykorzystać najpierw gaz pieprzowy. Niech się na coś przyda, skoro już go miała.
            — Dlaczego mnie śledzisz? — warknęła, gotowa, by uraczyć nieznajomego kolejną dawką gazu.
            — Czekaj! Czekaj! — krzyknął, zasłaniając oczy. — Nie śledziłem cię!
            — Nie? To dlaczego za mną szedłeś?
            — Mieszkam niedaleko. Chodzę tędy na skróty — wycharczał, przecierając oczy. — Cholera, ale piecze…
            — Naprawdę? — przeraziła się Lucy.
            — Mieszkam w tamtym bloku, widzisz ten balkon z kwiatami? Tam po prawej stronie? To tam…
            — Jezu, przepraszam — jęknęła dziewczyna i pomogła mu wstać. — Naprawdę przepraszam, wejdźmy do mnie, trzeba coś szybko zaradzić — mówiła szybko, a ręce jej drżały. Nie chciała zaatakować niewinnego człowieka. Pomogła mu się wspiąć po schodach. Nie zrobiła mu dużej krzywdy, ale oczy miał strasznie przekrwione. — Już prawie. Ok. — Otworzyła drzwi i wpuściwszy go do środka, usadziła na kanapie. — Zaraz przyniosę jakąś czystą szmatkę i wodę. I jakieś krople do oczu .


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz