W banku panował gwar. Ludzie wchodzili i wychodzili. Inni czekali w kolejkach
do odpowiednich okienek, tupiąc nerwowo nogą lub spoglądając na zegarek. Wśród
nich znajdowała się także młoda kobieta o dość smukłej i wysportowanej
sylwetce. Długie, falowane, czerwone włosy spięte miała w luźnego koka,
potocznie nazywanego przez nią „kokoszką”. Zielone oczy z zaciekawieniem
obserwowały otoczenie.
Wreszcie nadeszła jej kolej i z łagodnym uśmiechem podeszła do stanowiska.
Kątem oka dostrzegła jednak kogoś, kto przyciągnął jej uwagę. Była to
dziewczyna, na oko, kilka lat młodsza od niej, ale sądząc po zachowaniu, musiała
należeć do jakieś bogatej rodziny. Miała długie, brązowe włosy. Na pewno
musiała używać jakieś dobrej odżywki, bo były naprawdę ładne i zadbane.
Uśmiechała się łagodnie do swojego rozmówcy, ale błękitne oczy zdawały się być
lekko zamglone. Było w nich coś niepokojącego i niebezpiecznego. Zresztą
poprosiła o „serwis specjalny”. Nie było w nim nic szczególnie specjalnego,
poza tym, że osoba, która sobie go zażyczyła, prowadzona była do osobnego
pokoju. Można tam było dokonać wielu poufnych transakcji. Często nielegalnych.
Za odpowiednią cenę oczywiście.
– Dzień dobry. – Pracownica banku odchrząknęła znacząco. – W czym mogę pani
pomóc?
– Ach, dzień dobry – odparła z uśmiechem czerwonowłosa. – Przepraszam,
zamyśliłam się odrobinę. Chciałabym wypłacić tą kwotę – powiedziała podając
kobiecie karteczkę z pokaźną sumą.
– Pani godność?
– Amy Greese – oznajmiła i od razu podała dowód osobisty.
– Oczywiście – padło w odpowiedzi i pracownica banku zaczęła stukać coś na
klawiaturze komputera.
W tym czasie Greese rozglądała się z zaciekawieniem po pomieszczeniu.
Najczęściej jednak spoglądała w stronę drzwi, za którymi zniknęła tamta
dziewczyna. Dotychczas jednak jeszcze stamtąd nie wyszła. Poufnych spraw nigdy
nie załatwiano w pośpiechu, lecz z należytą rozwagą. Jeśli to było coś naprawdę
poważnego, można było spędzić tam nawet kilka godzin, a tyle Amy nie miała,
choć chciała się raz jeszcze przyjrzeć brązowowłosej.
Z zamyślenia wyrwał ją dźwięk uruchomionej drukarki, więc przeniosła wzrok z
powrotem na pracownicę banku, która z beznamiętną miną podała jej jakiś wydruk
oraz długopis i wskazała miejsce, gdzie należy złożyć podpis. Greese skinęła
głową i obu miejscach zrobiła parafkę.
Kobieta wzięła wydruk, przedzieliła na dwie części i jedną oddała Amy, drugą
natomiast odłożyła na stos dokumentów. Wyciągnęła maszynę do liczenia pieniędzy
i kazała chwilę poczekać, po czym zniknęła gdzieś na zapleczu. Wróciła niosąc
spory plik, który umieściła w maszynce i uruchomiła. Coś zarzęziło i banknoty
przesunęły się szybko z jednej strony na drugą. Pracownica raz jeszcze, dla
pewności, przeliczyła je sama, po czym włożyła do koperty, którą następnie
oddała w ręce Greese.
– To wszystko? – zapytała z firmowym uśmiechem na twarzy.
– Tak, dziękuję – odpowiedziała Amy i odeszła na bok, gdzie dłuższą chwilę
udawała, że pakuje pieniądze do torebki i coś układa. Miała stamtąd dobry widok
na interesujące ją drzwi. I wreszcie otworzyły się ponownie, a na zewnątrz
wyszła tamta dziewczyna. Skinęła głową na pożegnanie do mężczyzny, z którym tam
była i ruszyła w stronę wyjścia. – Czyżbyś zleciła kogoś zabić? – zapytała
cicho Greese, gdy brązowowłosa znalazła się w zasięgu jej ręki.
Zatrzymała się na moment i posłała Amy podejrzliwe spojrzenie.
– A masz jakąś propozycję? – roześmiała się cicho.
–
Wszyscy w tym mieście słyszeli o Czarnych Wilkach – mruknęła Greese i wzruszyła
ramionami, jakby jej to w ogóle nie dotyczyło. – Ale podobno ciężko się z nimi
skontaktować.
Tamta uśmiechnęła się tylko i odeszła.
^~^
W drodze do domu wstąpiła do sklepu po zakupy. Chciała zrobić obiad, zanim jej
młodsza siostra, Emily, wróci do domu. Brunetka niedawno dopiero poszła do
liceum i przy każdym posiłku opowiadała o wydarzeniach i nowopoznanych
ludziach.
Wystukała kod i weszła do budynku. Przywitała w holu sąsiadów i obładowana
zakupami weszła do windy. Kupiła parę niepotrzebnych rzeczy i taki był efekt.
Zdarzało jej się to dosyć często, ale przecież było ją stać. Zresztą w
większości przypadków zwalała to na krab chwytów marketingowych, z czasem coraz
bardziej wyrafinowanych.
Nie zawsze miała tyle pieniędzy. Nie zapomniała jeszcze tych mrocznych czasów
przepełnionych biedą i ciułaniem każdego grosza oraz beznadziejnych prac
dorywczych. Na przykład wtedy jak w jednej z najgorszych zim, godzinami stała
na chodniku, rozdając ulotki za marne pieniądze, żeby tylko kupić siostrze
prezent pod choinkę i ugotować dobry obiad.
Ale te czasy już minęły. Na myśl o tym uśmiechnęła się radośnie. Wiedziała, że
w domu czeka na nią kochający narzeczony, Allan, a jej siostra niedługo później
wróci ze szkoły. Odkąd Amy stała się pełnoletnia, przygarnęła ją do siebie,
chcąc zapewnić Emily dobry byt i porządną edukację.
Allan White był bardzo wysokim i przystojnym mężczyzną, choć była to mocno
kwestia gustu. Jednak to nie to, co wyróżniało go z tłumu, a bardzo jasne,
błękitne oczy i przydługie, białe włosy. Był on, bowiem, albinosem o mlecznego
koloru skórze pozbawionej melaniny.
Amy wytoczyła się z windy i ruszyła do drzwi. Obcasy miarowo stukały na
płytkach korytarza. Po raz kolejny wystukała kod, choć inny i wreszcie była w
domu.
– Jest ktoś w domu? Halo! – rzuciła w stronę salonu i ściągnąwszy buty,
zaniosła zakupy do kuchni.
– Cześć! – odpowiedziała jej siostra ze swojego pokoju.
– A ty już wróciłaś? – zdziwiła się Amy, patrząc na dziewczynę, która właśnie
wyszła do salonu. – Powinnaś mieć jeszcze zajęcia.
– Facet od fizyki jest chory i puścili nas szybciej.
– Aha.
– Zresztą dopiero co wróciłam i zdążyłam się tylko przebrać.
– Skoro już jesteś w domu, to pomożesz mi z obiadem – stwierdziła z
zadowoleniem Amy. – Zajmij się zakupami, dobrze? Pójdę się przebrać. Nie chcę
pobrudzić żakietu.
– Się robi. – Amy ucałowała ją w czubek głowy i poszła do sypialni. – Jakby co,
Alana jeszcze nie ma.
– Wiem, mówił, że ma coś do zrobienia.
– Ja naprawdę nie wiem, gdzie twój facet znika całymi dniami. Nie martwisz się?
– Martwić się? Nie. Ufam mu.
– Nie masz momentów takiej ludzkiej zazdrości, że może pije kawę z jakąś ładną
blondynką? – spytała Emily, patrząc sceptycznie na starszą siostrę. – Serio?
– Z Alanem jesteśmy razem już długo i wiem, że nie mam się czego obawiać. Też
poznasz kiedyś kogoś takiego. Zobaczysz.
– Nah… Tym się akurat nie martwię – padło w odpowiedzi. – Jak na razie nie mam
na to czasu.
– Zmotywowana do nauki?
– To też, ale myślałam nad wstąpieniem do drużyny. Mamy w szkolę damską drużynę
koszykarek. Co o tym myślisz?
– Jeśli nie opuścisz się w nauce, to nie widzę problemu.
– Nie martw się o to – mruknęła Emily, wywracając oczami. – Zamierzam i tutaj
obronić mój tytuł prymuski.
– I to mi się podoba – uradowała się Amy.
– Wiem, jak bardzo zależy ci, żebym skończyła liceum i poszła na studia.
– A tobie nie zależy?
– Jasne, że mi też. Chociaż gdyby dobrze szło mi w drużynie, mogłabym składać
wniosek o stypendium sportowe. Nie musiałabyś wtedy…
– Nie zawracaj sobie tym głowy – ucięła Amy, marszcząc brwi.
– Ale gdybym trochę odciążyła cię finansowo, mogłabyś pójść na studia albo coś…
Przecież zawsze chciałaś.
– Czy według ciebie czegoś nam brakuje? – zapytała starsza z sióstr. – Gdybym
chciała pójść na studia, już dawno bym to zrobiła, ale lubię swoją pracę.
– Ok, ok. Po prostu nie chcę być dla ciebie ciężarem. Zajmowałaś się mną
praktycznie od zawsze.
– Zrobiłam to z własnej woli. I drugi raz zrobiłabym to samo. Jesteś moją
siostrą i cię kocham.
– Ja też cie kocham – odparła Emily, przytulając się do Amy. – Co robimy dziś
na obiad?
– Myślałam o potrawce z kurczaka.
– Nie możemy po prostu zamówić pizzy?
– Nie – rzekła Amy, patrząc nieprzychylnie na siostrę. – Pokroisz warzywa? Ja
pokroję mięso – poprosiła, zabierając się za przygotowywania.
Niedługo później, dało się słyszeć dźwięk otwieranych drzwi.
– Wróciłem.
– Witaj w domu, kochanie – zaświergotała Amy.
Allan wszedł głębiej do domu i pocałował ją na dzień dobry. Potem zwichrzył
Emily włosy, śmiejąc się, gdy rzuciła mu gniewne spojrzenie.
– Jak tam w szkole, młoda?
– Wiesz, dostałam już pięć listów miłosnych, zaproszenia na dwie randki i
prawdopodobnie dołączę do drużyny koszykówki.
– Nie połam się.
– Serio? – mruknęła Emily. – Skupiłeś się na koszykówce?
– I tak wiem, że ściemniasz z randkami. Nikt nie zaprosi na randkę takiej
złośnicy.
– Pfff! Żebyś się nie zdziwił!
Jak Ty mi tu dozujesz wszystko, no. Człowiek by chciał już jakiejś akcji, jakiś punktów zaczepienia, żeby mógł sobie pokombinować, a tu nadal przedstawiasz masę bohaterów. Tak, znowu marudzę, ale czasami trzeba.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam